Zamek - król, królowa księżniczka. Dziś miały odbyć się w zamku urodziny tej ostatniej. Violetta - bo tak miała na imię długo czekała na swój urodzinowy bal. Wybrała już suknię która idealnie na niej leżała, wysokie buty pasującego koloru. Biżuteria a co najważniejsze - upięcie włosów.
W tamtym zamku były
różne zwyczaje. Na pewno różniące się od innych. Wszystkie fryzury miała
wyrobione na swojej głowię już tydzień przed urodzinami. W tej chwili
tańczyła na przyozdobionej sali. Wymyślała sobie melodie w głowie.
***
Wszyscy goście już
przybyli a dziewczyna z "balkonu" podziwiała tą przystrojoną sale
jeszcze raz. Kremowe ściany, wielkie przejrzyste okna które
przyozdabiały fioletowe zasłony. Podobne zasłony ciągnęły się od każdego
rogu aż po główny czyli największy żyrandol z brylantów. Po sali na
suficie rozmieszczone były takie same lecz o mniejszych rozmiarach.
Kremowe, fioletowe oraz czerwone balony poprzyczepiane były tam gdzie
się dało.
Uśmiechnęła się do
siebie. Od ilu lat czekała na te urodziny. Podłoga ze świecących się
płyt w których można by się przyjrzeć. Ponownie uśmiech zawitał na jej
twarzy. Pięknie ozdobione długie stoły które tylko czekały by ktoś je
zauważył.
W tym momencie zeszła na dół do drzwi. Przywitała gości którzy byli obecni jak i tych którzy dochodzili.
Kiedy rozmawiała z
córką koleżanki jej mamy straciła poczucie czasu. Poczuła na sobie czyjś
wzrok obróciła się i zobaczyła dobrze zbudowanego chłopaka w
garniturze. Włosy miał postawione do góry na żelu. Był on wysoki, a co
najważniejsze - przystojny. Uśmiechnęli się do siebie.
Podszedł do niej.
Wystawił ręce które dziewczyna od razu chwyciła, po chwili tańczyli na parkiecie.
Na jego środku.
Tańczyli oni królewski
taniec. Prowadzili go, dołączyli się inni. Ruszali się w rytm muzyki
tak samo jak oni tylko z lekkim opóźnieniem. Wirowali na parkiecie w
melodię która ciągnęła się bardzo długo. Na koniec taniec mieli
przypieczętować pocałunkiem lecz ktoś musiał im przeszkodzić.
- Drodzy moi! Złóżcie pokłon mojej córce! - wykrzyknął król - German. Brunet schylił się w duł by złożyć pokłon w między czasie pocałował dłoń Violetty. - Za pół godziny ogłosimy bardzo cieszącą nas rodzinę królewską Castillo oraz rodzinę królewską Heredia wiadomość. - dokończył król wszyscy oddali mu pokłon łącznie z córką.
Nowo
poznana para chodź nie znająca swoich imion wyszła na dworek
dziewczyny. Violetta wzięła lampę naftową która oświetlała im drogę.
Przeszli przez gałęzie do stadniny.
-
To mój ulubiony koń - powiedziała, - jest bardzo stary dlatego tak
zależy mi na tym by żył. - wyszeptała. Chłopak położył rękę na jej
ramieniu. Dodał jej otuchy swoim uśmiechem.
- Jestem Leon. - powiedział myśląc że to odpowiednia pora przedstawienia się. - A ta piękność przede mną Violetta.
Zarumieniła się.
Leon widząc to uśmiechnął się.
- Widzisz to? - wskazała na zegar wiszący na zamku. Nie ma co był on ogromny. - trzeba wracać. Mój ojciec chciał coś ogłosić.
Tak też zrobili, wrócili do sali w której odbywał się bal.
- Widzę że wszyscy
już przybyli - rzekł najwyższej postawiony - każdy z nas wie że to
ojciec wybiera córce męża - Tak kolejny zwyczaj zamku Castillo ale nie
tylko jego Heredi, Ferro oraz Navarro też. - Więc o to wybrałem miesiąc
temu! Razem z rodziną Heredia pragniemy cię zapoznać z synem Monicki,
Luisa. Tomas, zapraszam cię. - mówił German - Violetto to twój przyszły
mąż.
I w tym momencie świat
się zatrzymał. Wszystkie kolory które zdobiły sale robiły się powoli
szare. Kiedy już to się stało obróciła głowę w stronę swojego przyszłego
męża. Widziała jego szczerzący się ryj - posmutniała. Obróciła głowę
w stronę Leona chłopaka już tam nie było - łza zleciała po jej policzku.
Ona też bardzo chciała być z brunetem. Wszystkie balony momentalnie
pękły. Jedzenie do niej
mówiło a wszystko inne się z niej śmiało.
Kiedy wróciła do świata żywych nie mogła nic powiedzieć.
- Ślub oraz weselę
odbędzie się za tydzień tutaj. Zapraszam wszystkich! - szatynka jeszcze
bardziej zrobiła się smutna. Myślała że ojciec da jej co najmniej
miesiąc. Może by go poznała i by jakoś go polubiła.
***
Dzisiaj mija dokładnie
tydzień odkąd ogłoszony został ślub. Ludmiła, Francesca oraz Natalia -
we wszystkich płynęła niebieska krew, pomagały Violettcie się
przygotować. Szatynka wymuszała uśmiech na swojej twarzy za każdym razem
gdy musiała go dotknąć, porozmawiać, siedzieć z nim przy stole.
Za każdym.
Brunet imieniem Leon nie odzywał się od tamtej pory. Nie pokazywał się w zamku, nigdzie. Kiedy dziewczyna podeszła do okna, dotarło do niej naprawdę co właśnie się stanie. Była ubrana już w sukienkę, miała wybrane oraz ubrane buty idealnie pasującą do tego biżuterie i znowu najważniejszy element - upiętą fryzurę. Patrzyła w słońce którego dziś nie było prawię widać. W oddali zobaczyła ruszającą się postać był to TEN brunet o szmaragdowych oczach. Szedł przez wysoką trawę która mu troszkę przeszkadzała. Patrzył w jej oczy. Chociaż były za szybą.
Posłał jej uśmiech.
Nie czekając dłużej, dziewczyna uciekła ze swojej komnaty i wyszła na dwór. Słyszała jeszcze swoje imię które wykrzykiwały jej przyjaciółki, nie obchodziło ją to. Liczył się tylko on i jego oczy, twarz.
Wszystko.
Zbiegła po schodach które znajdowały się na świeżym powietrzu.
On i Ona przyśpieszyli kroku do stopnia biegu, opadli w swoje ramiona. I w końcu pocałowali się.
Niebo zaczęło się robić niebieskie, słońce szybko powstało. Słychać było śpiew ptaków.
Po tym wszystkim przytulili się.
Za każdym.
Brunet imieniem Leon nie odzywał się od tamtej pory. Nie pokazywał się w zamku, nigdzie. Kiedy dziewczyna podeszła do okna, dotarło do niej naprawdę co właśnie się stanie. Była ubrana już w sukienkę, miała wybrane oraz ubrane buty idealnie pasującą do tego biżuterie i znowu najważniejszy element - upiętą fryzurę. Patrzyła w słońce którego dziś nie było prawię widać. W oddali zobaczyła ruszającą się postać był to TEN brunet o szmaragdowych oczach. Szedł przez wysoką trawę która mu troszkę przeszkadzała. Patrzył w jej oczy. Chociaż były za szybą.
Posłał jej uśmiech.
Nie czekając dłużej, dziewczyna uciekła ze swojej komnaty i wyszła na dwór. Słyszała jeszcze swoje imię które wykrzykiwały jej przyjaciółki, nie obchodziło ją to. Liczył się tylko on i jego oczy, twarz.
Wszystko.
Zbiegła po schodach które znajdowały się na świeżym powietrzu.
On i Ona przyśpieszyli kroku do stopnia biegu, opadli w swoje ramiona. I w końcu pocałowali się.
Niebo zaczęło się robić niebieskie, słońce szybko powstało. Słychać było śpiew ptaków.
Po tym wszystkim przytulili się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz