poniedziałek, 16 czerwca 2014

III mijesce.

III miejsce w konkursie na One Shota.

Zamek - król, królowa księżniczka. Dziś miały odbyć się w zamku urodziny  tej ostatniej. Violetta - bo tak miała na imię długo czekała na swój urodzinowy bal. Wybrała już suknię która idealnie na niej leżała, wysokie buty pasującego koloru. Biżuteria a co najważniejsze - upięcie włosów.
W tamtym zamku były różne zwyczaje. Na pewno różniące się od innych. Wszystkie fryzury miała wyrobione na swojej głowię już tydzień przed urodzinami. W tej chwili tańczyła na przyozdobionej sali. Wymyślała sobie melodie w głowie.

                       ***


Wszyscy goście już przybyli a dziewczyna z "balkonu" podziwiała tą przystrojoną sale jeszcze raz. Kremowe ściany, wielkie przejrzyste okna które przyozdabiały fioletowe zasłony. Podobne zasłony ciągnęły się od każdego rogu aż po główny czyli największy żyrandol z brylantów. Po sali na suficie rozmieszczone były takie same lecz o mniejszych rozmiarach. Kremowe, fioletowe oraz czerwone balony poprzyczepiane były tam gdzie się dało. 
 Uśmiechnęła się do siebie. Od ilu lat czekała na te urodziny.  Podłoga  ze świecących się płyt w których można by się przyjrzeć. Ponownie uśmiech zawitał na jej twarzy. Pięknie ozdobione długie stoły które tylko czekały by ktoś je zauważył. 
W tym momencie zeszła na dół do drzwi. Przywitała gości którzy byli obecni jak i tych którzy dochodzili. 
Kiedy rozmawiała z córką koleżanki jej mamy straciła poczucie czasu. Poczuła na sobie czyjś wzrok obróciła się i zobaczyła dobrze zbudowanego chłopaka w garniturze. Włosy miał postawione do góry na żelu. Był on wysoki, a co najważniejsze - przystojny. Uśmiechnęli się do siebie. 
       Podszedł do niej.

Wystawił ręce które dziewczyna od razu chwyciła, po chwili tańczyli na parkiecie.
       Na jego środku. 
Tańczyli oni królewski taniec. Prowadzili go, dołączyli się inni. Ruszali się w rytm muzyki tak samo jak oni tylko z lekkim opóźnieniem. Wirowali na parkiecie w melodię  która ciągnęła się bardzo długo. Na koniec taniec mieli przypieczętować pocałunkiem lecz ktoś musiał im przeszkodzić. 
- Drodzy moi! Złóżcie pokłon mojej córce! - wykrzyknął król - German. Brunet schylił się w duł by złożyć pokłon w między czasie pocałował dłoń Violetty. - Za pół godziny ogłosimy bardzo cieszącą nas rodzinę królewską Castillo oraz rodzinę królewską Heredia wiadomość. - dokończył król wszyscy oddali mu pokłon łącznie z córką. 
Nowo poznana para chodź nie znająca swoich imion wyszła na dworek dziewczyny. Violetta wzięła lampę naftową która oświetlała im drogę. Przeszli przez gałęzie do stadniny. 
- To mój ulubiony koń - powiedziała, - jest bardzo stary dlatego tak zależy mi na tym by żył. - wyszeptała. Chłopak położył rękę na jej ramieniu. Dodał jej otuchy swoim uśmiechem.
 - Jestem Leon. - powiedział myśląc że to odpowiednia pora przedstawienia się. - A ta piękność przede mną Violetta. 
       Zarumieniła się. 
Leon widząc to uśmiechnął się. 
- Widzisz to? - wskazała na zegar wiszący na zamku. Nie ma co był on ogromny. - trzeba wracać. Mój ojciec chciał coś ogłosić. 
Tak też zrobili, wrócili do sali w której odbywał się bal. 
-  Widzę że wszyscy już przybyli - rzekł najwyższej postawiony - każdy z nas wie że to ojciec wybiera córce męża - Tak kolejny zwyczaj zamku Castillo ale nie tylko jego Heredi, Ferro oraz Navarro też. - Więc o to wybrałem miesiąc temu! Razem z rodziną Heredia pragniemy cię zapoznać z synem Monicki, Luisa. Tomas, zapraszam cię. - mówił German - Violetto to twój przyszły mąż.

I w tym momencie świat się zatrzymał. Wszystkie kolory które zdobiły  sale robiły się powoli szare. Kiedy już to się stało obróciła głowę w stronę swojego przyszłego męża. Widziała jego szczerzący się ryj - posmutniała. Obróciła głowę w stronę Leona chłopaka już tam nie było - łza zleciała po jej policzku. Ona też bardzo chciała być z brunetem. Wszystkie balony momentalnie pękły. Jedzenie do niej mówiło a wszystko inne się z niej śmiało. 
Kiedy wróciła do świata żywych nie mogła nic powiedzieć. 
- Ślub oraz weselę odbędzie się za tydzień tutaj. Zapraszam wszystkich! - szatynka jeszcze bardziej zrobiła się smutna. Myślała że ojciec da jej co najmniej miesiąc. Może by go poznała i by jakoś go polubiła.


                       ***

Dzisiaj mija dokładnie tydzień odkąd ogłoszony został ślub. Ludmiła, Francesca oraz Natalia - we wszystkich płynęła niebieska krew, pomagały Violettcie się przygotować. Szatynka wymuszała uśmiech na swojej twarzy za każdym razem gdy musiała go dotknąć, porozmawiać, siedzieć z nim przy stole. 
       Za każdym.
Brunet imieniem Leon nie odzywał się od tamtej pory. Nie pokazywał się w zamku, nigdzie. Kiedy dziewczyna podeszła do okna, dotarło do niej naprawdę co właśnie się stanie. Była ubrana już w sukienkę, miała wybrane oraz ubrane buty idealnie pasującą do tego biżuterie i znowu najważniejszy element - upiętą fryzurę. Patrzyła w słońce którego dziś nie było prawię widać. W oddali zobaczyła ruszającą się postać był to TEN brunet o szmaragdowych oczach. Szedł przez wysoką trawę która mu troszkę przeszkadzała. Patrzył w jej oczy. Chociaż były za szybą. 
      Posłał jej uśmiech. 
Nie czekając dłużej, dziewczyna uciekła ze swojej komnaty i wyszła na dwór. Słyszała jeszcze swoje imię które wykrzykiwały jej przyjaciółki, nie obchodziło ją to. Liczył się tylko on i jego oczy, twarz. 
      Wszystko. 
Zbiegła po schodach które znajdowały się na świeżym powietrzu. 
On i Ona przyśpieszyli kroku do stopnia biegu, opadli w swoje ramiona. I w końcu pocałowali się.
Niebo zaczęło się robić niebieskie, słońce szybko powstało. Słychać było śpiew ptaków.
      Po tym wszystkim przytulili się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz