*Leon*
Nagle Violetta zemdlała. Szybko zadzwoniłem do Naty. Która mieszczka obok nas. Żeby zajęła się Nel. Gdy skończyłem rozmowę usłyszałem dzwonek do drzwi. Była to Naty. Powiedziałem jej ,że zaraz moi rodzice przyjadą po Nel. Szybko wziąłem Violettę na ręce i pobiegłem z nią do samochodu. Pojechaliśmy do szpitala. Gdy tam dotarliśmy. Zaniosłem moją żonę do sali wyznaczonej przez pielęgniarkę. Gdy przyszedł lekarz kazał mi opuścić salę. Z trudem to zrobiłem. W tym czasie zadzwoniłem do mamy.
L: Mamo. Violetta jest w szpitalu. Możesz pojechać po Nel i tu przyjechać ?
M: A co się stało.
L: Powiem ci jak przyjedziecie. A i jeszcze gdybyś mogła zadzwonić do Germana. Byłbym naprawdę wdzięczny.
M: Dobrze. A gdzie jest Nel ? Chyba nie zostawiłeś jej samej.....
L: Nie no coś ty. Jest z Naty. Mieszczka obok nas chyba wiesz, która. Dobra ja już muszę kończyć lekarz idzie.
Rozłączyłem się. W szybkim tempie podbiegłem do lekarza.
- Co z Violettą ? - zapytałem.
- Dziewczyna jest osłabiona. Jej ciąża nie przebiega jak powinna...
- Ale co jest nie tak ? - przerwałem mu.
- Musimy ją zostawić na tydzień lub dłużej w szpitalu. - powiedział.
- A co z dzieckiem ? Ona przeżyje ? - zapytałem już zw łzami w oczach.
- Tego nie mogę powiedzieć. - powiedział i odszedł. Usiadłem na krześle. Schowałem twarz w dłonie. Poczułem ,że ktoś dotyka mnie po ramieniu. Odwróciłem się w tamtą stronę zobaczyłem mamę i Angie.
- Synku co z Violą ? - zapytała.
- Nie jest za dobrze. Mnie wiadomo czy nasze dziecko przeżyje. A gdzie Nel ? - zapytałam.
- Poszła z Germanem i Roberto < od aut. nie pamiętam czy dałam tacie Leona jakieś imię ;c więc będzie to Roberto.> po napój bo małej zachciało się pić.
*Violetta*
Obudziłam się w dziwnym miejscu. Gdzie ja jestem ? Zobaczyłam ,że obok mnie chodzi jakaś kobieta.
- Gdzie ja jestem ? - zapytałam.
- O już pani się obudziła. Jest pani w szpitalu. - powiedziała.
- Aha. A czemu jestem w szpitalu ? Coś się stało z dzieckiem. ? - zadawałam jej pytania.
- Na te pytania odpowie pani lekarz. - powiedziała. - Na korytarzu czeka pani rodzina. Zawołać kogoś ? - zapytała z uśmiecham.
- Jak jest to Leona. - powiedziałam. Kobieta otworzyła drzwi i zawołała Leona. Wszedł do sali od razu się do niego uśmiechnęła. Pielęgniarka opuściła salę.
- Vilu. - powiedział Leon siadając obok mnie i łapiąc za moją dłoń. - Jak ja się o ciebie bałem. - powiedział.
- A jak ja tu trafiłam ? - zapytałam.
- Zemdlałaś w domu. - wyjaśnił.
- Ale naszemu dziecku nic nie jest ? - zapytałam. Z jego oczy popłynęła łza.
- Nie nic jej nie jest. - powiedział wycierając łzę.
- A dlaczego się popłakałeś ? - zapytałam.
- Bo..... bo... nie mamy pewności czy ona przeżyje. - powiedziała ,a z moich oczu popłynęły łzy. Nagle do sali wszedł lekarz.
- Dlaczego płaczecie ? - zapytał. Jakby nic nie wiedział.
- Jak to dlaczego ?! Nasze dziecko może umrzeć. ! - krzyknęłam.
- Ale.....
---------------------------------------------------
Jakoś ostatnio spodobało mi się kończyć w takich momentach w których nie wiadomo co się stanie później :D Jak tam ?? WEEKEND <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ = NOWE ROZDZIAŁY < 333
Zajmuję <3
OdpowiedzUsuńRozdział Boski mam nadzieje że dziecko Violi i Leosia przeżyje <3 Czekam na next i pozdrawiam :*
Usuń~Werkaa
kocham kocham i jeszcze raz kocham
OdpowiedzUsuńPrzerywasz w takich momentach... Normalnie jak w serialu. ;-)
OdpowiedzUsuń